sobota, 21 grudnia 2013

wiem, dzisiejsze mądrości

1. Już wiem, że depresja poporodowa istnieje i może trwać długo. Wiem, że z depresji można wyjść i popaść w poczucie winy, że się tą depresję miało.
Teraz to ja się uczę doceniać każdy dzień i nie patrzeć w tył. Jest bardzo ciężko.

2. Wiem, że można zamknąć się w domu i nie dopuszczać do siebie ludzi, a potem myśleć, że nikomu na tobie nie zależy. Popada się przez to w kompleksy - bo jestem brzydka, głupia itd. 

3.Wiem, że można wrócić do własnego mieszkania po 4 miesiącach i nie czuć się jak u siebie. Dziś była nasza pierwsza noc, a od rana porządki. Po remontowy kurz jest straszny. Na pewno nie zdążę ze wszystkim na święta. Dziś była koleżanka i bardzo mi pomogła.

4. Wiem, że jak się bardzo chce żyć to w końcu odnajdzie się swoją ścieżkę, z której na chwilę się zboczyło. Ja powoli widzę światełko, jeszcze troszkę....

sobota, 30 listopada 2013

5 rzeczy bez, których nie wyobrażam sobie życia

Widziałam u Asicy i też mi się zachciało odpowiedzieć na pytanie: 5 rzeczy bez, których nie wyobrażam sobie życia. No to:

1. telefon. Do niedawna dawałam radę bez niego się obyć, ale w tym roku na urodziny dostałam Samsung Galaxy S III mini. Od tej pory telefon stał się nie tylko telefonem, ale i mini komputerem, kalendarzem, książką.

2. ładowarka do telefonu. Uwierzcie ja ładuję swój telefon codziennie. No, ale jak ciągle na facebooku siedzę, albo ściągam książki to tak jakoś wychodzi. No dobra, czasem też gram.

3. portfel. Oczywiście z całym wyposażeniem. A jest tam tyle przeróżnych rzeczy, że kiedyś zrobię o tym osobną notkę.

4. nawilżane chusteczki. Mam chusteczki dla Tosi, do demakijażu, nawilżające dla mnie, antybakteryjne, do sprzątania. Pomimo, że na każdej pisze do czego służy to często kończy się tak, że np tymi do demakijażu wycieram kurze - oczywiście da się. Jedyne, których nie mylę to te służące do przewinięcia Tosi :)

5. krem do rąk. Kiedyś bym jeszcze dodała pilnik do paznokci, ale czasu ostatnio mam mało. Czasem już na śpiocha to ja ten krem i do twarzy wykorzystam, potem rano się budzę z czerwonymi plamami.

Kto chce zdradzić swoje 5 przedmiotów?

A tak na koniec fota z kawy z Tosią - postanowiłam każdą wizytę w kawiarni z nią upamiętniać, a co mama z maluchem też człowiek i pić musi :)


poniedziałek, 15 lipca 2013

świat mi się zmienił

Mój świat się zmienił. Nadal chcę pisać, jednak już nie tu. Jeśli ktoś chce nadal być ze mną proszę o zostawienie w komentarzu adresu mailowego, wyślę na niego adres swojego nowego miejsca w świecie blogowym.

wtorek, 25 czerwca 2013

paranoja z karmieniem

Jestem zła na samą siebie. Jak to jest? Wiem, co powinnam robić, a jednak dałam sobie wmówić całkiem co innego?
Nie zaufałam własnemu instynktowi. Tosia ostatnio przy jedzeniu zaczęła się wiercić. Zawsze odbywało się to w porze popołudniowej do wieczornej. W nocy i rano je bardzo ładnie. Jednak właśnie to jej kręcenie zaczęło się przeradzać w płacz, rzucanie rączkami, kopanie nóżkami, łapanie piersi i puszczanie jej z płaczem. Wyglądało to tak jakbym dziecku krzywdę robiła je karmiąc. I się nasłuchałam od G, od mamy i od babci G. ...bo za rzadko Tosię karmię, bo mam złe mleko, albo też mam go za mało... Nie wiele brakowało by przeszła na butelkę.

I dziś poczytałam w necie, zadzwoniłam do położnej i do koleżanki z pediatrii i wyszło, że dałam się wprowadzić w histerię. Bo kto widział karmić dziecko co pół godziny? I miałam rację, czując, że jej karmienie wygląda jakbym robiła krzywdę - bo robiłam. Dziecko wcale nie było głodne. Dzieci płaczą nie tylko dlatego, że są głodne. Niemowlę karmione piersią do niej przystawione zawsze będzie ją łapać bo taki ma odruch. Jak ssie rączkę, to też nie oznacza, że jest głodne bo może właśnie poznawać czym jest rączka i czy można ją zjeść.

I teraz koniec. Będę ufać samej sobie, a jak nie będę pewna to zwrócę się do specjalistów.
I wprowadziłam jeszcze jedną zasadę - po tym jak mnie babcia G nakarmiła galaretką z kurczaka do której dodała czosnek - jem tylko to co sama sobie przygotowałam. I na dobre mi to wyjdzie, bo niestety kuchni G babci nie lubię.

A co do jakości mleka - Tosia ma dziś dwa miesiące i waży 5,8 kg, a jak się urodziła ważyła 3,270 kg. Moim zdaniem i zdaniem lekarza to dużo - według pomiarów jest w 90 centylu, więc jeszcze mieści się w skali :)

czwartek, 20 czerwca 2013

kręcimy pornola...

Sobie mój mąż dziś rano szukał kluczy. A, że szukać to on nie umie, no to zwlekłam się z łóżka, choć położyłam się chwilę wcześniej bo Tosię trzeba było nakarmić, i pomogłam mu te klucze znaleźć. Były w wózku - jakim cudem?
No to skoro już wstałam, zrobiłam sobie kawy i patrzę sobie przez okno na piękny świat.... ta... patrzyłam przez brudne szyby, które myte ostatnio były w sierpniu - bo potem w ciążę zaszłam, była zima, a tuż przed porodem umyłam okna od strony podwórka, a od ulicy sobie czekały. No to nie wiele myśląc weszłam na krzesło, zdjęłam firanki - od strony ulicy mamy cztery okna i sobie zauważyłam, że po drugiej stronie ulicy sąsiad się na mnie gapi. Minę miał dość mocno zaskoczoną. Co jest? To już okien myć nie wolno?
Wrzuciłam firanki do pralki, umyłam okna i pomyślałam, że chyba już czas zdjąć to co mam na sobie. I mnie olśniło. Ja umyłam okna w tym czym spałam - koszulka i majtki!!!
Mieszkamy na pierwszym piętrze przy głównej ulicy wioski - dobrze, że wypadku samochodowego nie spowodowałam :)

czwartek, 13 czerwca 2013

niedziela, 2 czerwca 2013

smoczek

Sama nic nie mam przeciwko smoczkom. Jak widzę je u dziecka nie mam nawyku by krzyczeć "Oddaj dudusia". A ja nie znoszę słowa "duduś". Smoczek to smoczek i tyle. Z pracy w żłobku pamiętam, jak dzieci ciężko przechodziły rozstania ze smoczkiem, dlatego pomimo, że zakupiłam smoczek jeszcze przed porodem to miałam nadzieję, że Tośka jednak nie będzie z niego korzystać. 

Jeszcze w szpitalu położna zwróciła mi uwagę, że Tosia nie może żuć piersi, że pewnie ma za silny instynkt ssania i musi mieć smoczek. Powiedziała to jednak takim tonem, jakbym robiła dziecku straszną krzywdę i że lepiej tego smoczka nie dawać. No to nie dawałam. Wytrzymałam dwa tygodnie, jednocześnie zdążyłam znienawidzić karmienie piersią. Gdy tylko Tosia się budziła głodna ja chciałam uciec z domu. Doprowadziło to do tego, że ja czułam się coraz gorzej, a dziecko częściej płakało.

W końcu nie dałam rady i dałam dziecku smoczek. Za pierwszym razem wypluła - "oho!" myślałam zadowolona, "jednak nie chce smoczka". Podałam jeszcze raz i wtedy żuła już chwilę dłużej. Od tamtej pory smoczek Tośka ma gdy jest zmęczona i nie może zasnąć, w innych wypadkach zadowolona pluje nim. Przyznam, że gdy pierwszy raz zasnęła ze smoczkiem się popłakała, że woli go ode mnie. Dziś wiem, że to hormony musiały zadziałać, bo powód do płaczu to raczej średni.

I co dziś? Nie czuję się gorszą matką przez to, że moje dziecko ma smoczek. Już wolę by żuła go niż moją pierś czy swoje rączki. Skoro on sprawia, że ona czuje się lepiej i dzięki niemu spokojnie zasypia - to dlaczego ja mam ją teraz krzywdzić i jej zabierać. Mam wielką nadzieję, że oduczanie jej nie będzie dla mnie koszmarem, że łagodnie przez to przejdziemy.

A smoczek mamy ortodontyczny Pure 0-3m Tommee Tippee. Czy jestem zadowolona? 
Tośka powinna się tu wypowiedzieć. 
Ja kupując kierowałam się tym, że jest on właśnie ortodontyczny i tym, że znajome taki kształt smoczka mi polecały.



wtorek, 21 maja 2013

my

W niedzielę Tosia będzie miała miesiąc - jak ten czas leci. Patrząc na to jak się zmienia, jest mi smutno, że to tak szybko idzie, że nie zdążę się nacieszyć jak macha rączkami, a ona drugiego dnia już nimi stara się wszystko złapać. Biedne te rączki takie małe i jeszcze same nie wiedzą co robią. Bo Tosia chce jeść, a rączki się od mamy odpychają i Tosia nie może jeść.

Oto zdjęcie Tosi z sesji. Och kiedyś jej opowiem jak to zdjęć nie chciała dać sobie robić.


piątek, 17 maja 2013

co u nas

Żyjemy. Każdego dnia uczymy się siebie. Jednego dnia rozumiemy się lepiej, drugiego trochę gorzej.
Dziś mnie zaskoczyła łapiąc rączkami za butelkę - bo dostała herbatkę koperkową.
Czasem mam dość i chce mi się płakać, ale patrząc na jej buźkę nie żałuję. Jest małą istotką, która przewraca moje życie do góry nogami.

jak nauczę się żyć ze zmęczeniem to będę pisać więcej :)

wtorek, 30 kwietnia 2013

Tosia

Tosia jest już z nami. Urodziła się tak jak to było planowane - 26 kwietnia. Ważyła 3270 g, długość 53 cm. 
Od wczorajszego wieczora jesteśmy w domu. 
Ogarnę się i napiszę coś więcej.

buziaki :*

wtorek, 23 kwietnia 2013

dopisek + tego się nie robi kobiecie w 39 tygodniu ciąży

DOPISEK:
Polo, kocurek trafił tydzień temu, w poniedziałek, do lecznicy z urazem łapki. Chcieliśmy by weterynarz spojrzał czy to coś poważnego, czy też spokojnie może biegać. Lekarka stwierdziła, że wszystko w porządku, ale podała leki. We wtorek kot pojechał jeszcze raz do tej lecznicy, bo było gorzej - inna lekarka podała witaminy. W środę rano Pola zawieźliśmy do innego lekarza, innej lecznicy - i tu od razu dostał kroplówki - dwie w środę, dwie w czwartek - jednak w czwartek wieczorem odszedł. Sekcja wykazała, że powodem zejścia kota były leki, które kot dostał w poniedziałek - wychłodziły mu organizm i w środowe kroplówki już nie zadziałały. Zostały zrobione testy na kocie wirusy, dziś rano poznaliśmy też wyniki na wściekliznę - wszystko ujemne.
Nie pałałam rządzą zemsty, ale bardzo bym chciała coś z tym zrobić, by ta lekarka nie przysporzyła nikomu tyle smutku co nam. Bo nam się ciężko pozbierać - może właśnie gdyby chorował, gdyby było coś nie tak. A tu wina człowieka.

------------------------------------------------------------------------------------

Sytuacji takich jest wiele od paru dni, ja przytoczę tylko dwie;

- telefon od mamy - "Tacie nie podoba się imię Antonina i prosi byście się jeszcze zastanowili i wybrali coś innego". Dodam, że na słowo "prosi" był duuży nacisk. Kocham swoich rodziców i wiem, że oni mają taki charakter, ale przegięli. 

- dzisiejsza noc - Grześka tata stwierdził, że Polo pewnie miał wściekliznę, a ugryzł Grześka tydzień temu. Cała noc gdybania itd. Nikt mi, ani weterynarzowi - temu dobremu, który starał się uratować kocura, nie chciał uwierzyć, że to mało prawdopodobne. Durna lekarka zabiła mi kota i ciężko mi z tego wyjść, nie mogli tego załatwić poza mną? Dziś ciało pojechało na badania.


I czy naprawdę ja nie mogę prosić o odrobinę spokoju? Dlaczego się mnie nie oszczędza? Wczoraj wieczorem byłam na takim skraju załamania, że chciałam brać taksówkę i jechać spać do koleżanki. Niech to się skończy, bo ja zdążę oszaleć, czuję się jak swój własny cień

niedziela, 21 kwietnia 2013

nie umiem się żegnać

Mam być matką, mądrą opanowaną i co?
Zapominam by jeść, a jak widzę jedzenie to mam ochotę wymiotować. Kręcę się po domu jak zjawa, ciągle szukając. W głowie tylko jedno hasło "oddajcie mi Pola".
Tylko gdy G jest w domu staram się postawić na tyle do pionu, że nie chodzę w piżamie i nawet włosy uczeszę. Staram się by nie widział, że ciągle płaczę. Dzięki niemu wczoraj i dziś jem normalnie, ale co będzie jutro jak pojedzie do pracy, a ja znów zostanę sama w domu?

Wiem, że może to Wam się wydać śmieszne, ja niepoważna. Tylko, że to on się we mnie wtulał, mrucząc przy tym szczęśliwie. Przybiegał z podwórka gdy tylko zawołałam. Zachowywał się jak małe dzikie dziecko.

Nie jestem nauczona tego, że ludzie, zwierzęta odchodzą. 
On nic nikomu nie zrobił. Głupia lekarka, która podała mu zły lek. Mam takie chwilę, by pójść i ją udusić. 

piątek, 19 kwietnia 2013

Polo


KOT W PUSTYM MIESZKANIU- WISŁAWA SZYMBORSKA

"Umrzeć - tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.(...)"

A co jeśli to kota zabraknie? Co jeśli odejdzie, choć tak nie dawno przyszedł? Był, swoją beztroską i radością życia zarażał wszystkich. Mały wiercipięta, który wszedł w każdy zakamarek, na wszystkie wniesienia wskoczył. 
Odszedł wczoraj. Dom zamilkł.

wtorek, 16 kwietnia 2013

seminarium "Świadoma mama"

Wybieram się - oczywiście jeśli dam radę, bo termin dla mnie niefortunny. Zobaczymy.
Jak ktoś ze Szczecina to tu znajdzie więcej informacji:    KLIK



poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Nie dla "Matki Polki"

Dlaczego nie mogę narzekać? Dlaczego nie mogę mówić prawdy?
Gdy ludzie pytają mnie jak się czuję, oczekują ode mnie natchnionych wyzwań, wzruszających opowieści...

Heh... a jak mówię, że: męczą mnie zgagi, że jestem ciągle śpiąca, że mam opuchnięte nogi i dłonie, że moja twarz zbrzydła przez co che mi się płakać... Dodajmy jeszcze ból kręgosłupa i problemy z chodzeniem...

I co w takich momentach mojej szczerości się dzieje? Ludzie się krzywią, zmieniają temat, mówią, że przesadzam - najlepiej jak mówią mi to faceci lub kobiety, które w ciąży nie były. Bo inni wiedzą lepiej jak powinnam się czuć. Przecież nie można burzyć obrazu "Matki Polki" i polityki prorodzinnej. No bo bycie w ciąży i posiadanie dziecka to błogosławieństwo, to żaden trud. Aż mam ochotę porównać to z seksem poślubnym, jak to dawien dawno mówiono kobietom, że muszą to znieść z pokorą, że taki jest ich obowiązek. A orgazmy były zabronione. Niby świat się zmienia jesteśmy nowocześni, a jednak coś w nas zostaje.

W każdym razie prawie na zawał zeszły starsze osoby w G rodzinie na wieść o tym, że chodzę normalnie w ciąży do fryzjera - co prawda farbowałam tylko raz, bo się teraz nie mogę zdecydować przez swoją buzię, która po porodzie mam nadzieję wróci. Ale jak to? W ciąży idziesz dbać o siebie? Myślisz o sobie? Ba... ja nawet na rybi peeling stópek poszłam i mogę gorąco polecić bo jeszcze nie raz skorzystam z tego. Na dodatek się maluję, moje paznokcie zmieniają kolorki - a ja lubię ciemne i mocne kolory lakierów. Na basen chodziłam do 8 miesiąca.

I wiecie co? Ja nie mam zamiaru również po porodzie tracić siebie, bo mojemu dziecku nie jest potrzebna nieszczęśliwa matka. Ekstra bieliznę kupiłam sobie całkiem niedawno z myślą, że miesiąc po porodzie w nią skoczę. Sukienki na lato leżą w szafie, buty na obcasach też. 

A moje dziecko będzie uśmiechnięte, bo matka nie będzie zestresowana 

wtorek, 2 kwietnia 2013

Albumik

Jestem w trakcie robienia dla Małej małego albumiku ciążowego. Znajdą się tam również życzenia dla niej - takie dobre rady itp. Stąd moja prośba by napisać coś takiego, krótkiego, a ja potem sobie wydrukuję i jej do albumiku wkleję. 
Można pisać tu pod postem lub na priv. Z góry dziękuję.

poniedziałek, 25 marca 2013

kiedy można być szczęśliwym?

Weekend poszedł na zmarnowanie - owszem było parę uśmiechniętych momentów.

Kiedy człowiek ma prawo do szczęścia? Ja gdy poczuję ruchy Małej, gdy widzę jak jej kącik staje się coraz bardziej realny - każdy przedmiot, który tam umieszczam, każde skarpetki, które wkładam do szuflady - to wszystko sprawia, że czuję się szczęśliwa.
Tylko czasem nadchodzi taka chmurka, która mówi, że coś może złego się wydarzyć, że coś może zmienić mój świat bezpowrotnie pomimo, że tego nie chcę. 
Nigdy nie pisałam o rodzinie, więc dziś zrobię wyjątek i napiszę, że mam brata, młodszego. Jako dzieci tłukliśmy się, kłóciliśmy, miłością pałaliśmy tylko gdy byliśmy daleko od siebie. Można by napisać standardowe rodzeństwo :) Teraz nie mieszkamy blisko siebie, choć mój brat blisko mnie pracuje, widujemy się rzadko, ale wiem, że jest obok. I na ostatnią relację mojej mamy, że prawdopodobnie będzie on musiał wyjechać na misję przewrócił mi się świat. Nie wiem jaka w PL istnieje polityka wobec żołnierzy, a właśnie brat jest żołnierzem, ale się nie zgadzam. Nie życzę sobie wysyłania mi brata gdziekolwiek, a na misję to już w ogóle. Wystarczy mi relacja z zeszłego tygodnia, miesiąc przed końcem misji żołnierz wrócił w trumnie. 
Brat ma być chrzestnym Małej, we wrześniu planuje swój ślub i teraz jakaś decyzja ma wszystko zepsuć? Wolałabym by zrezygnował ze służby. 
News jest od mamy, która pewnie więcej się domyśla niż wie, stąd moja nadzieja, że się myli. Rozmawiałam z bratem przez telefon, tylko pewnie, przez to, że jestem w ciąży może mi on nie mówić całej prawdy - no, ale rozmowy z nim trochę mnie uspokoiły, więc na razie postanowiłam odpuścić strach.

I stąd ta moja refleksja, czy mam prawo czuć się szczęśliwa? A pamiętam jak na starym blogu w opisie miałam "szuka szczęścia i je znajdzie". Trzeba łapać chwile.

I jeśli ktoś ma ochotę skomentować ten post, o powinnościach żołnierzy itp - to niech lepiej tego nie robi.

czwartek, 21 marca 2013

biegną dni

Dni biegną tak szybko, że powoli zaczynam się czuć lekki strach. To już zaraz, za moment

poniedziałek, 18 marca 2013

leki w ciąży

Pamiętam, że przed ciążą zastanawiałam się jak to jest - 9 miesięcy bez lekarstw? A jak zaboli głowa, ząb? Dowiedziałam się, że są leki, które w ramach wyjątku brać można, ale nie wszyscy to pochwalają.
Gdy zaszłam w ciążę zrobiłam porządek w apteczce, poskładałam wszystkie swoje tabletki przeciwbólowe, wyjęłam je z torebki i włożyłam razem z innymi lekami. 
Gdy moja koleżanka, również w ciąży, przeziębiła się i dostała antybiotyki, współczułam jej i trzymałam kciuki by to nie zaszkodziło maluchowi. Sama leczyłam się wszystkimi domowymi sposobami - mleko, miód, cytryna, czosnek, inhalacje. 
Nie oznacza to jednak, że uważam, że w ciąży nie wolno brać żadnych leków.  Podczas pierwszych dni zakupiłam sobie tabletki przeciwbólowe, które w ciąży brać można - jakoś się udało, że do dziś nie wzięłam.
Od trzeciego miesiąca z przerwami, ale jednak, męczą mnie zgagi. Początkowo twardo stawiałam, że sama sobie z nimi poradzę. Ale moje próby przetrzymania doprowadzały do ataków kaszlu, wymiotów i na końcu bólów brzucha. I jaki ma to sens, skoro można w ten sposób zaszkodzić i sobie i dziecku? Dopytałam lekarza, przeczytałam ulotki leków na zgagę i jako chemik sama doszłam do wniosku, że zasady, które są w tych lekach docierają tylko do mojego żołądka, bo w nim zmienia się całkowicie ich budowa i do mojego dziecka już nie trafi. Dlatego butelka stoi na wierzchu przy łóżku - i nareszcie noc mija bez zwijania się z bólu, pieczenia przełyku itd.
Dodam, że żadna dobra rada na mnie nie działała - zimne mleko tylko na dwie minuty, po migdałach było mi gorzej.

W piątek byłam u lekarza rodzinnego i dostałam antybiotyk. Przeziębiłam się i pomimo, ze gorączka i inne objawy mi przeszły to został kaszel. Dlatego poszłam do lekarza by osłuchał mi płuca i oskrzela - co bym wiedziała czy to coś poważnego. Okazało się, że wszystko w porządku - więc poco mi ten antybiotyk? Postanowiłam z nim poczekać, bo skoro nic się nie dzieje, to ja się jeszcze pokuruję domowymi sposobami i jak mi w ciągu tygodnia nie przejdzie to wezmę lek. I po weekendzie mogę mieć duże nadzieje, że poradzę sobie jednak bez leków.

Nie jestem za tym by w ciąży brać leki bez przemyślenia, sprawdzenia. Ale dopuszczam, że są sytuacje kiedy można. 


niedziela, 10 marca 2013

6 tygodni

za 6 tygodni mam termin porodu....
nie dowierzam, że czas tak szybko biegnie

piątek, 1 marca 2013

sobota, 16 lutego 2013

mój bohater

Na widok tego faceta umieram. Kocham go, ubóstwiam i............... 
I co z tego, że ma więcej lat, jak wygląda jeszcze lepiej..... 
Za chwilę uciekam do kina by własnie go znów zobaczyć.





niedziela, 10 lutego 2013

o niedzielnych zabawach

Od dłuższego czasu męczy mnie kaszel. Raz jego przyczyną jest zgaga, bo podrażnia mi gardło i od razu kaszlę, raz kurz, a czasem niestety ale przeziębienie. W czwartek poczułam znajomy ból głowy, zatoki, więc teraz to już w ogóle masakra. Od wczoraj mam powiększone migdały, katar itd. I można mi tu pisać, że mam iść do lekarza, ale ja na zapalenie zatok choruję od 6 r. ż. i już wiem jak je wyleczyć bez lekarza. Zmartwiło mnie tylko to, że od lat migdały mi się nie powiększały, a jako dziecko miałam usunięty trzeci migdał, który odrósł - co ciekawe zabieg zrobił jakiś mega ważny profesor :/ Dlatego do moich spraw do załatwienia po ciąży jest wizyta u laryngologa, by w końcu wyjaśnić, czy trzeba powtórzyć zabieg.
I tak siedzę zmartwiona i znudzona. A tu dostałam prezent :/ Skąd ta mina? Bo prezentem są puzzle - 3000 kawałków, które kiedyś kupiliśmy sobie razem na zimowe wieczory. Tylko, że nigdy nie było czasu by je razem składać, więc teraz nie muszę się martwić bo G pozwolił mi samej je złożyć - ale czad (!)
Od razu przepraszam, za jakość zdjęć, ale mam kiepskie światło w salonie.


A ja się dziś nie nudziłam, upiekłam babeczki i zrobiłam torcik na szybko - truskawkowy. Od razu wiadomo, że dla G bo ja truskawek nie lubię. Ale akurat jego tata nas odwiedził, więc się popisałam :)


A że popołudnie było leniwe,to przypomniała mi się już zapomniana przeze mnie pasja. Co dziwne farby, serwetki i przedmioty do ozdabiania nadal mam. I dziś stworzyłam to.



I jeszcze coś na deser. Gorąco polecam. Moja skóra jest mocno wysuszona i używam ostatnio dużo różnych kremów. Akurat ten dostałam w prezencie w zestawie razem z balsamem. Muszę przyznać, że super nawilża, szybko się wchłania i jestem bardzo zadowolona.




czwartek, 7 lutego 2013

my


Tyle lat razem. Tyle za nami, a jeszcze więcej przed nami. Jak to wszystko spisać, jak to później opowiedzieć? Taka ta książka o nas gruba by była. Nasza T będzie miała szalonych rodziców, którzy nadal życia bez siebie nie umieją sobie wyobrazić.

wrócił i

G wrócił wczoraj przed 22. Zadowolony, uśmiechnięty - oho! To pytam, Kupiłeś mi coś? Patrzy na mnie jak na wariatkę, no bo przecież tylko jeden dzień i dwie noce go nie było, bo przecież w PL był, a nie za granicą. Patrzę i nie dowierzam... A lizaków chociaż tam nie mają???? To zaczął się ze mnie śmiać. :(
Powoli do dziecka podobna się staję :) Niedługo nikt ze mną nie wytrzyma.

Ale obejrzał sobie zdjęcie, potem nagranie na płytę i zapytał kiedy następna wizyta. To on teraz na następną ze mną idzie. I znów we mnie masa znaków zapytania, bo skoro nie chce to go zmuszać przecież nie będę. Gdy Mała się urodzi, a on będzie wolał kompa od spaceru z nią to go w tedy uduszę, ale teraz niech sobie jeździ.
Ale się uparł, że ona na następną wizytę idzie, bo to nagranie krótkie i ja pewnie na ekranie dłużej Małą widziałam i że on też chce. Mam wszystko z nim kupować, bo on też chce mieć prawo wyboru.
I teraz wiem, że nic nie wiem. Chyba faceci są gorsi od kobiet w zmienianiu zdania.

I u mnie dziś piękna pogoda, ale zdecydowałam, że dziś posiedzę w domu - zaczynam odczuwać ból zatok, więc inhalację sobie zrobię i pośpię bo już mi się oczy kleją, a przed godziną wstałam.


wtorek, 5 lutego 2013

w 28 tygodniu

Tak wygląda Mała w 28 tygodniu. Waży 1,3 kg, wszystkie pomiary w normie :)
Malutka nie chciała pozować, zakrywała buzię rączkami. Cóż mama jeszcze się na mnie napatrzysz :)


sobota, 2 lutego 2013

czasem nie jest pięknie

Ja nie wiem dlaczego, ale zawsze czytając blogi kobiet w ciąży myślałam, że ten czas jest piękny. Wydawało mi się, że w tym czasie kobieta jest cały czas szczęśliwa, zrelaksowana. Za nic bym nie pomyślała, że można mieć wahania nastroju, szybko się denerwować, być agresywną.
Moi rodzice mają jutro przyjechać, na prawdę się ucieszyłam. Tylko jak zaczęłam sprzątać i przygotowywać jedzenie to padłam. Jakieś trzy godziny temu usiadłam i zaczęłam płakać. Nie miałam siły wstać, oczy zaczęły mi się kleić i tyle. Nie wiem czy mam cięższy dzień czy też to przez przemęczenie - bo ostatni tydzień mocno mnie zmęczył, bo dużo pracy papierkowej było, a do tego bardzo źle sypiam. Wyjątkowo G zrozumiał o co chodzi - dziwne, bo on z reguły nie rozumie. Zapytał co planuje zrobić iiiii!!!! poszedł sam to zrobić, a ja stałam i patrzyłam na niego jak na wariata.
No, ale dom na jutro ogarnięty, muffinki są, ziemniaki na sałatkę też. Jutro zdecyduję co na obiad - na pewno będą placki z piersi kurczaka według A (odkąd poznałam przepis często rotują mi życie) jakaś sałatka i albo ziemniaki albo kasza. Dodatkowo sałatka z ziemniakami i sałatą według K. Zupy nie będzie, ale że dla mojego taty obiad bez zupy nie istnieje to mu dam z dzisiaj kremu z brokułów. I musi im to wystarczyć :)
Wielkanoc ma być w tym roku u mnie, chyba zacznę już parę tygodni wcześniej wszystko piec i przygotowywać :)
A teraz proszę mnie pocieszać, że nie jestem leniwa i mam prawo czasem odpuścić.......

piątek, 1 lutego 2013

28 tydzień

A ja sobie rosnę. Codziennie jest mnie więcej i więcej. Czas biegnie bardzo szybko, bo oto już minął 28 tydzień. Został ostatni trymestr. Już niedługo :)



sobota, 26 stycznia 2013

Walka o porządek

Ja to dziś szaleję od rana. Na początek się wyspałam :) potem postanowiłam w ramach walki ze złym humorem wysprzątać kuchnię. No i posprzątałam do tego zrobiłam zupę na dwa dni, sałatkę, wyszorowałam kiełkownicę i wsypałam nowe kiełki, zagniotłam chleb no i zrobiłam pranie.
Oto dowody :)



Potem postanowiłam by w końcu coś zrobić z gabinetem. Pomieszczenie nie jest może bardzo wielkie, coś około 3x6 m, ale by tu posprzątać trzeba dużo czasu i cierpliwości. Powodem oczywiście jest G, bo przy nim nic nie da się tu zrobić. Już nie mówiąc o tym, że zajął dwa biurka, choć jedno jest moje. Dlatego korzystam, że go nie ma. Na początek powywalałam kable z pudełeczek i włożyłam do jednej skrzynki, a kartoniki na makulaturę. Powalczyłam też z płytami - przejrzałam 5 kartonów po butach - zostały mi jeszcze trzy (na jutro). Wszystkie nagrane filmy wywalam, jak równie z programy, codeki itd sprzed 2010 roku - bo nie uwierzę, że cokolwiek jest jeszcze aktualne. 
W międzyczasie zaliczyłam obiad rodzinny - dziwnie tak bez G, i wujek powtarzał by nic nie wyrzucać bez uzgodnienia z G. Hmmmmmm... nie wywalę, bo worki ciężkie i on sam musi je znieść. Ale on nigdy nie znajdzie czasu by przejrzeć te płyty i posprawdzać - więc niech spróbuje tego nie wyrzucić, a będzie miał piekło. Ma prawo mieć "swoje zabawki", ale wszystko ma swoje granice. I tu niech mi ktoś napisze, że zabieram przestrzeń G to pogryzę - bo Ci co mnie znają wiedzą, że ma on jej bardzo dużo, tak samo jak ja. Po prostu dziecko się wychowało w wielkim pokoju tylko dla siebie - serio on miał pokój u rodziców ponad 20 m2 i wyglądał jak graciarnia. Jak się poznaliśmy to poprosił mnie bym pomogła mu to ogarnąć, byłam załamana i nie wiedziałam gdzie uciekać. A teraz musi się dzielić przestrzenią, a to duża nowość dla niego.  Co dziwne bo ma trójkę rodzeństwa. Ciekawe jak się urodzi Mała, jak poradzi sobie z tym, że i ona będzie zabierać mu powierzchnię mieszkania :)


wtorek, 22 stycznia 2013

moja ścieżka

Jakie można mieć plany na życie? Jakie można mieć cele by do nich codziennie dążyć? Ja bardzo szybko nauczyłam się, stawiać sobie cele. Przez przypadek to się stało. Bardzo nie chciałam mieszkać w swojej rodzinnej miejscowości  - no bo mała, bo dziadka i mamę wszyscy znali, więc byłam na świeczniku, a na koniec jeszcze złamałam serce synowi nauczycielki, więc było do bani. 
Gdy wyjeżdżałam na studia miałam łzy w oczach, bo wiedziałam, że już nie wrócę, że mój czas w tym mieście minął - jak dotąd już nie wróciłam tam mieszkać. Czyli osiągnęłam jeden ze swoich pierwszych celów. 
Kolejnym było spotkać kogoś kto nie będzie się mną bawił. Dwa ostatnie lata liceum to był czas osiemnastek, a ja chciałam się dobrze bawić. W nosie miałam uczucia innych - czasem jakiś cień mi się pojawiał gdy odbiłam chłopaka koleżance. Z tym, że gdy słońce wstawało, ja znikałam i nie było mowy o czymś na dłużej. Tylko się całowaliśmy, seksu nie było :) A, że ja wierzę w to, że to co my robimy do nas wraca, no to wróciło... Zakochałam się, byliśmy razem trochę, zaplanowaliśmy ślub (on mnie namawiał), całą swą przyszłość. Byłam tak zaślepiona, że byłam w stanie to zrobić nie informując rodziców iiii... jego była zaszła z nim w ciążę - bo chłopiec ze mną chciał po ślubie, ale w tym czasie do łóżka swojej byłej wskakiwał.

Na szczęście znalazłam G. W najlepszym czasie, gdy nie przekroczyłam cienkiej granicy, która mogła mnie do końca zniszczyć. Sam chyba nie zdaje sobie sprawy ile dla mnie zrobił i jak wiele pomógł mi zrozumieć, a wystarczyło, że był.

Innym moim wielki celem były Węgry - o czym już pisałam :) I wyjechałam, choć do dziś w to nie wierzę, że się udało, że przeżyłam tam piękny rok. Chciałam podróżować? Nie mogłam potem tych podróży pomieścić w kalendarzu :)

Teraz chcę mieć rodzinną atmosferę - dziecko i ciepły dom. Dorosłam do tego momentu. Kolejny etap na mojej ścieżce.... :)
________________________________________________________________________
G. pojutrze wyjeżdża. Posprawdzał żarówki, więc tym razem może nie będę szukać latarki, no i łóżka w sypialni nie będę składać - więc nie będzie problemów ze spaniem. Ciekawe co tym razem się stanie :))))

piątek, 18 stycznia 2013

wiem, że mam szczęście

Muszę przyznać, że mam szczęście w życiu. Skończyłam bez problemów dwa kierunki studiów - i to techniczne. Poznałam chłopaka, który z czasem stał się moim mężem i bez, którego życia sobie nie wyobrażam. Spełniłam swoje marzenie, przez rok mieszkałam na Węgrzech. Zwiedziłam świat, co prawda tylko Europę, ale nie ciągnie mnie ani Azja ani Afryka - za gorąco jak dla mnie, już na Bałkanach umierałam przez temperaturę.
Gdy nie mogłam znaleźć pracy miałam szansę by podjąć ją w gronie przyjaciół. Musze przyznać, że to moja praca marzeń. Wiem, że zdarza mi się narzekać, ale gdy myślę o zmianie i pójście do innej, chociaż poszukanie innej, to nie. Ja kocham swoje biuro, swoje obowiązki. W pracy mam możliwość na samorealizację, jeżdżę na szkolenie na których mi zależy, nieważne czy w Polsce czy za granicą. Nikt nie ma problemu z tym,że jeżdżę, a przecież nie biorę na to urlopu tylko delegacje. Tak naprawdę obowiązki są częściowo stworzone przeze mnie, więc gdzie ja znajdę drugie takie miejsce? Co prawda G namawia mnie na własny biznes i wiem, że z czasem będzie naciskał mocniej, bo ja mam głowę do interesów, a raczej niezwykłe szczęście w dostawaniu dodatkowych umów. Ale to jeszcze nie czas, może jak się Mała urodzi to o tym pomyślę.
Mamy gdzie mieszkać, ok pisałam ostatnio o dachu, ale pomimo moich złości itd, wiem, że zostanie wszystko zrobione i nikt nas nigdy stąd nie wygoni. A ja mam cztery pokoje, kuchnię, łazienkę i balkon, a do tego ogród i sad. 
G ma dobrą pracę, tak naprawdę on się nie martwi, że go zwolnią, to raczej jego firma boi się, że może chcieć odejść. Dlatego ostatnio przybywa mu obowiązków kierowniczych. Co prawda jego to złości, bo woli swoje kody, ale wie, że zawsze do doświadczenia mu się przyda.

No i będę mamą. Długo nie dopuszczałam do siebie myśli o dziecku, a teraz nie mogę się doczekać.

No i mam rodziców, na których zawsze mogę liczyć. Co prawda często mnie denerwują, zwłaszcza teraz swoimi radami :) I mamy tatę G, który zwłaszcza ostatnio udowadnia, że możemy na niego liczyć i wiem, że jeśli nie będę miała z kim zostawić Maleństwa to mi pomoże. Z resztą mieszkają niedaleko jego ciotki i kuzynki, co prawda kiedyś bałam się, że będą się wtrącać w nasze życie, ale mieszkamy tu już dwa lata i jest  w porządku.

Czy myślę o życiu poza PL? Ci co mnie dłużej znają wiedzą, że tak :) Ale ja mieszkać bym chciała na Węgrzech. Bo kocham ten kraj, mam tam przyjaciół, bo tam jestem szczęśliwsza niż tu. Ale nie wyjadę bez G, więc jesteśmy tu. Na szczęście co roku tam jeżdżę, więc tęsknota jest do zniesienia. Myślałam kiedyś o DE, bo G miał ciekawe propozycje pracy, może kiedyś z nich skorzysta, kto wie. 
W Londynie byłam, mam kontakty z ludźmi, którzy tam mieszkają. Kiedyś po kłótni z G nawet dałam znać, że do nich jadę do pracy i szukałam biletu. Na szczęście się pogodziliśmy. Bo w Londynie dałabym radę mieszkać, ale wolałabym jednak nie. Pojechać tam na parę dni, tak, ale na stałe NIE!

Pamiętam, że po kłótni z tatą w liceum postanowiłam sobie, że będę szczęśliwa. Gdy wyjechałam na studia, miałam właśnie jedno postanowienie, by być szczęśliwą!!! I to jest zawsze moje marzenie, życzenie. 

środa, 16 stycznia 2013

do T.

Bo są takie dni... są i zawsze będą... trwają chwilę, a mogłyby dłużej... Takie to chwile kiedy w nasze serce przepełnia radość... Takie momenty gdy jesteśmy pewni, że świat należy do nas...
Ja już na pewno nie jestem Zosią-Samosią. Nauczyłam się prosić o pomoc oraz ją przyjmować - i co ciekawe dobrze mi z tym. Pozwala to dostrzec jak wielu osobom na nas zależy.
I dzisiejsza noc, niby nic - no ale zasnąć i obudzić się w ramionach kogoś kto mnie kocha. Minęło już prawie 9 lat - a on nadal patrzy na mnie jak na swój skarb. I co z tego, że się kłócimy, że w przeszłości tyle razy chcieliśmy się rozstać - dziś jesteśmy mądrzejsi o te doświadczenia.

Moja Malutka dziś bardzo w brzuszku ruchliwa. Nie bój się Kochana mama postara się mądrze pokazać  Ci świat...

czwartek, 3 stycznia 2013

a ja się uczę :)

U mnie dziś leniwie się zaczął dzień. Zaczynając od tego, że moje dziecko tańczy sobie w brzuchu, zaczyna około 1, a kończy nad ranem około 5 - to spałam dziś do 12.30. Jak w końcu wstałam z łóżka to zjadłam - śniadanie albo obiad (?) i ległam na kanapie. Ale tam mnie już wyrzuty sumienia ruszyły. Bo na jutro obiecałam napisać 1 rozdział pracy - nie swojej, no i 15 stycznia mam egzaminy, na które się nie uczyłam. Czy to ważne egzaminy, sama nie wiem. Ponad dwa lata temu koleżanka mnie namówiła na szkołę Żak. Od początku to sensu nie miało, bo mam dwa kierunki studiów skończone, a tu szkoła policealna - no, ale namówiła mnie i poszłam. Szczegół, że koleżanka zwiała po miesiącu, a ja zostałam. Raz miałam myśl by odejść i opuściłam cały semestr, ale wtedy druga koleżanka zaczęła mi wyrzucać, że na półmetku się poddałam :/ Nawet uświadomiła mi gdzie mogę zrobić praktyki - miesiąc w swoim stowarzyszeniu,  bo miałam w tedy umowę zlecenie, a drugi w zaprzyjaźnionej placówce publicznej - no i zrobiłam, wróciłam po pół roku do szkoły, bo tam nabór co 6 miesięcy więc można i za parę dni egzamin państwowy!!!!!! Na który jednak wiedzę trzeba mieć. Jak nie zdam to poprawka za rok. Będę po tym Technikiem :) 
Hmmm, ja zaczęłam po ogólniaku od studiów 5-letnich i zdobyłam najpierw mgr inż., rok później skończyłam drugi kierunek i dostałam inż., no a teraz będę miała technika - jak zdam :) Czy ja edukuję się od końca?
A oto mój warsztat pracy dziś :)




wtorek, 1 stycznia 2013

pierwszy dzień 2013 roku

A ja leżę i leżę. Po Świętach jak odkryłam, że można pospać dłużej i leniuchować w łóżku to mi się nawet spodobało.
Ale dom ogarnięty - no może wizyta miotły by się podłogą przydała :) Ale codziennie jest nagotowane, naczynia pomyte, kotki mają co jeść, ubrania posprzątane.
Dobrze mi się tu mieszka, ale mam obawy co będzie dalej. Dach jest w takim stanie, że jak się go w tym roku nie zrobi, to będzie się trzeba wyprowadzić. Martwi mnie to, że dziecko się urodzi wiosną, a my będziemy mieszkania szukać. I co? Kawalerka z dzieckiem i dwoma kotami? Kiepsko to widzę. Łza mi się w oku kręci, bo dużo żeśmy w to mieszkanie wnieśli, remonty - w tym na nowo położenie instalacji gazowej, podłączenia do wody i wymiana wszystkich grzejników z rurami, a do tego farby, panele na podłogach itd..... Niech się w końcu babcia "puknie" w głowę i zrozumie, że nikt jej krzywdy nie chce zrobić. Niech podpiszą te dokumenty i zrobią ten remont!!! To moje największe marzenie - poza zdrowym dzieckiem, oczywiście :) Po ostatnio zrobionej awanturze i groźbą, że się wyprowadzamy - a jak ktoś może myśleć inaczej, że niby da się mieszkać w domu bez dachu? coś się ruszyło i niby każdy zapewnia, że w styczniu wszystko zostanie załatwione, ale ja póki nie zobaczę to nie uwierzę, więc stresa mam strasznego.

Achhhhhh i namarudziłam, a miałam optymistycznie pisać. No cóż, rok 2013 będzie pełen niespodzianek, bo poza sprawą z domem, to przecież urodzi się Mała, mój brat ma brać ślub we wrześniu - oj, zmiany, zmiany się szykują!