Ja to dziś szaleję od rana. Na początek się wyspałam :) potem postanowiłam w ramach walki ze złym humorem wysprzątać kuchnię. No i posprzątałam do tego zrobiłam zupę na dwa dni, sałatkę, wyszorowałam kiełkownicę i wsypałam nowe kiełki, zagniotłam chleb no i zrobiłam pranie.
Oto dowody :)
Potem postanowiłam by w końcu coś zrobić z gabinetem. Pomieszczenie nie jest może bardzo wielkie, coś około 3x6 m, ale by tu posprzątać trzeba dużo czasu i cierpliwości. Powodem oczywiście jest G, bo przy nim nic nie da się tu zrobić. Już nie mówiąc o tym, że zajął dwa biurka, choć jedno jest moje. Dlatego korzystam, że go nie ma. Na początek powywalałam kable z pudełeczek i włożyłam do jednej skrzynki, a kartoniki na makulaturę. Powalczyłam też z płytami - przejrzałam 5 kartonów po butach - zostały mi jeszcze trzy (na jutro). Wszystkie nagrane filmy wywalam, jak równie z programy, codeki itd sprzed 2010 roku - bo nie uwierzę, że cokolwiek jest jeszcze aktualne.
W międzyczasie zaliczyłam obiad rodzinny - dziwnie tak bez G, i wujek powtarzał by nic nie wyrzucać bez uzgodnienia z G. Hmmmmmm... nie wywalę, bo worki ciężkie i on sam musi je znieść. Ale on nigdy nie znajdzie czasu by przejrzeć te płyty i posprawdzać - więc niech spróbuje tego nie wyrzucić, a będzie miał piekło. Ma prawo mieć "swoje zabawki", ale wszystko ma swoje granice. I tu niech mi ktoś napisze, że zabieram przestrzeń G to pogryzę - bo Ci co mnie znają wiedzą, że ma on jej bardzo dużo, tak samo jak ja. Po prostu dziecko się wychowało w wielkim pokoju tylko dla siebie - serio on miał pokój u rodziców ponad 20 m2 i wyglądał jak graciarnia. Jak się poznaliśmy to poprosił mnie bym pomogła mu to ogarnąć, byłam załamana i nie wiedziałam gdzie uciekać. A teraz musi się dzielić przestrzenią, a to duża nowość dla niego. Co dziwne bo ma trójkę rodzeństwa. Ciekawe jak się urodzi Mała, jak poradzi sobie z tym, że i ona będzie zabierać mu powierzchnię mieszkania :)