sobota, 26 stycznia 2013

Walka o porządek

Ja to dziś szaleję od rana. Na początek się wyspałam :) potem postanowiłam w ramach walki ze złym humorem wysprzątać kuchnię. No i posprzątałam do tego zrobiłam zupę na dwa dni, sałatkę, wyszorowałam kiełkownicę i wsypałam nowe kiełki, zagniotłam chleb no i zrobiłam pranie.
Oto dowody :)



Potem postanowiłam by w końcu coś zrobić z gabinetem. Pomieszczenie nie jest może bardzo wielkie, coś około 3x6 m, ale by tu posprzątać trzeba dużo czasu i cierpliwości. Powodem oczywiście jest G, bo przy nim nic nie da się tu zrobić. Już nie mówiąc o tym, że zajął dwa biurka, choć jedno jest moje. Dlatego korzystam, że go nie ma. Na początek powywalałam kable z pudełeczek i włożyłam do jednej skrzynki, a kartoniki na makulaturę. Powalczyłam też z płytami - przejrzałam 5 kartonów po butach - zostały mi jeszcze trzy (na jutro). Wszystkie nagrane filmy wywalam, jak równie z programy, codeki itd sprzed 2010 roku - bo nie uwierzę, że cokolwiek jest jeszcze aktualne. 
W międzyczasie zaliczyłam obiad rodzinny - dziwnie tak bez G, i wujek powtarzał by nic nie wyrzucać bez uzgodnienia z G. Hmmmmmm... nie wywalę, bo worki ciężkie i on sam musi je znieść. Ale on nigdy nie znajdzie czasu by przejrzeć te płyty i posprawdzać - więc niech spróbuje tego nie wyrzucić, a będzie miał piekło. Ma prawo mieć "swoje zabawki", ale wszystko ma swoje granice. I tu niech mi ktoś napisze, że zabieram przestrzeń G to pogryzę - bo Ci co mnie znają wiedzą, że ma on jej bardzo dużo, tak samo jak ja. Po prostu dziecko się wychowało w wielkim pokoju tylko dla siebie - serio on miał pokój u rodziców ponad 20 m2 i wyglądał jak graciarnia. Jak się poznaliśmy to poprosił mnie bym pomogła mu to ogarnąć, byłam załamana i nie wiedziałam gdzie uciekać. A teraz musi się dzielić przestrzenią, a to duża nowość dla niego.  Co dziwne bo ma trójkę rodzeństwa. Ciekawe jak się urodzi Mała, jak poradzi sobie z tym, że i ona będzie zabierać mu powierzchnię mieszkania :)


wtorek, 22 stycznia 2013

moja ścieżka

Jakie można mieć plany na życie? Jakie można mieć cele by do nich codziennie dążyć? Ja bardzo szybko nauczyłam się, stawiać sobie cele. Przez przypadek to się stało. Bardzo nie chciałam mieszkać w swojej rodzinnej miejscowości  - no bo mała, bo dziadka i mamę wszyscy znali, więc byłam na świeczniku, a na koniec jeszcze złamałam serce synowi nauczycielki, więc było do bani. 
Gdy wyjeżdżałam na studia miałam łzy w oczach, bo wiedziałam, że już nie wrócę, że mój czas w tym mieście minął - jak dotąd już nie wróciłam tam mieszkać. Czyli osiągnęłam jeden ze swoich pierwszych celów. 
Kolejnym było spotkać kogoś kto nie będzie się mną bawił. Dwa ostatnie lata liceum to był czas osiemnastek, a ja chciałam się dobrze bawić. W nosie miałam uczucia innych - czasem jakiś cień mi się pojawiał gdy odbiłam chłopaka koleżance. Z tym, że gdy słońce wstawało, ja znikałam i nie było mowy o czymś na dłużej. Tylko się całowaliśmy, seksu nie było :) A, że ja wierzę w to, że to co my robimy do nas wraca, no to wróciło... Zakochałam się, byliśmy razem trochę, zaplanowaliśmy ślub (on mnie namawiał), całą swą przyszłość. Byłam tak zaślepiona, że byłam w stanie to zrobić nie informując rodziców iiii... jego była zaszła z nim w ciążę - bo chłopiec ze mną chciał po ślubie, ale w tym czasie do łóżka swojej byłej wskakiwał.

Na szczęście znalazłam G. W najlepszym czasie, gdy nie przekroczyłam cienkiej granicy, która mogła mnie do końca zniszczyć. Sam chyba nie zdaje sobie sprawy ile dla mnie zrobił i jak wiele pomógł mi zrozumieć, a wystarczyło, że był.

Innym moim wielki celem były Węgry - o czym już pisałam :) I wyjechałam, choć do dziś w to nie wierzę, że się udało, że przeżyłam tam piękny rok. Chciałam podróżować? Nie mogłam potem tych podróży pomieścić w kalendarzu :)

Teraz chcę mieć rodzinną atmosferę - dziecko i ciepły dom. Dorosłam do tego momentu. Kolejny etap na mojej ścieżce.... :)
________________________________________________________________________
G. pojutrze wyjeżdża. Posprawdzał żarówki, więc tym razem może nie będę szukać latarki, no i łóżka w sypialni nie będę składać - więc nie będzie problemów ze spaniem. Ciekawe co tym razem się stanie :))))

piątek, 18 stycznia 2013

wiem, że mam szczęście

Muszę przyznać, że mam szczęście w życiu. Skończyłam bez problemów dwa kierunki studiów - i to techniczne. Poznałam chłopaka, który z czasem stał się moim mężem i bez, którego życia sobie nie wyobrażam. Spełniłam swoje marzenie, przez rok mieszkałam na Węgrzech. Zwiedziłam świat, co prawda tylko Europę, ale nie ciągnie mnie ani Azja ani Afryka - za gorąco jak dla mnie, już na Bałkanach umierałam przez temperaturę.
Gdy nie mogłam znaleźć pracy miałam szansę by podjąć ją w gronie przyjaciół. Musze przyznać, że to moja praca marzeń. Wiem, że zdarza mi się narzekać, ale gdy myślę o zmianie i pójście do innej, chociaż poszukanie innej, to nie. Ja kocham swoje biuro, swoje obowiązki. W pracy mam możliwość na samorealizację, jeżdżę na szkolenie na których mi zależy, nieważne czy w Polsce czy za granicą. Nikt nie ma problemu z tym,że jeżdżę, a przecież nie biorę na to urlopu tylko delegacje. Tak naprawdę obowiązki są częściowo stworzone przeze mnie, więc gdzie ja znajdę drugie takie miejsce? Co prawda G namawia mnie na własny biznes i wiem, że z czasem będzie naciskał mocniej, bo ja mam głowę do interesów, a raczej niezwykłe szczęście w dostawaniu dodatkowych umów. Ale to jeszcze nie czas, może jak się Mała urodzi to o tym pomyślę.
Mamy gdzie mieszkać, ok pisałam ostatnio o dachu, ale pomimo moich złości itd, wiem, że zostanie wszystko zrobione i nikt nas nigdy stąd nie wygoni. A ja mam cztery pokoje, kuchnię, łazienkę i balkon, a do tego ogród i sad. 
G ma dobrą pracę, tak naprawdę on się nie martwi, że go zwolnią, to raczej jego firma boi się, że może chcieć odejść. Dlatego ostatnio przybywa mu obowiązków kierowniczych. Co prawda jego to złości, bo woli swoje kody, ale wie, że zawsze do doświadczenia mu się przyda.

No i będę mamą. Długo nie dopuszczałam do siebie myśli o dziecku, a teraz nie mogę się doczekać.

No i mam rodziców, na których zawsze mogę liczyć. Co prawda często mnie denerwują, zwłaszcza teraz swoimi radami :) I mamy tatę G, który zwłaszcza ostatnio udowadnia, że możemy na niego liczyć i wiem, że jeśli nie będę miała z kim zostawić Maleństwa to mi pomoże. Z resztą mieszkają niedaleko jego ciotki i kuzynki, co prawda kiedyś bałam się, że będą się wtrącać w nasze życie, ale mieszkamy tu już dwa lata i jest  w porządku.

Czy myślę o życiu poza PL? Ci co mnie dłużej znają wiedzą, że tak :) Ale ja mieszkać bym chciała na Węgrzech. Bo kocham ten kraj, mam tam przyjaciół, bo tam jestem szczęśliwsza niż tu. Ale nie wyjadę bez G, więc jesteśmy tu. Na szczęście co roku tam jeżdżę, więc tęsknota jest do zniesienia. Myślałam kiedyś o DE, bo G miał ciekawe propozycje pracy, może kiedyś z nich skorzysta, kto wie. 
W Londynie byłam, mam kontakty z ludźmi, którzy tam mieszkają. Kiedyś po kłótni z G nawet dałam znać, że do nich jadę do pracy i szukałam biletu. Na szczęście się pogodziliśmy. Bo w Londynie dałabym radę mieszkać, ale wolałabym jednak nie. Pojechać tam na parę dni, tak, ale na stałe NIE!

Pamiętam, że po kłótni z tatą w liceum postanowiłam sobie, że będę szczęśliwa. Gdy wyjechałam na studia, miałam właśnie jedno postanowienie, by być szczęśliwą!!! I to jest zawsze moje marzenie, życzenie. 

środa, 16 stycznia 2013

do T.

Bo są takie dni... są i zawsze będą... trwają chwilę, a mogłyby dłużej... Takie to chwile kiedy w nasze serce przepełnia radość... Takie momenty gdy jesteśmy pewni, że świat należy do nas...
Ja już na pewno nie jestem Zosią-Samosią. Nauczyłam się prosić o pomoc oraz ją przyjmować - i co ciekawe dobrze mi z tym. Pozwala to dostrzec jak wielu osobom na nas zależy.
I dzisiejsza noc, niby nic - no ale zasnąć i obudzić się w ramionach kogoś kto mnie kocha. Minęło już prawie 9 lat - a on nadal patrzy na mnie jak na swój skarb. I co z tego, że się kłócimy, że w przeszłości tyle razy chcieliśmy się rozstać - dziś jesteśmy mądrzejsi o te doświadczenia.

Moja Malutka dziś bardzo w brzuszku ruchliwa. Nie bój się Kochana mama postara się mądrze pokazać  Ci świat...

czwartek, 3 stycznia 2013

a ja się uczę :)

U mnie dziś leniwie się zaczął dzień. Zaczynając od tego, że moje dziecko tańczy sobie w brzuchu, zaczyna około 1, a kończy nad ranem około 5 - to spałam dziś do 12.30. Jak w końcu wstałam z łóżka to zjadłam - śniadanie albo obiad (?) i ległam na kanapie. Ale tam mnie już wyrzuty sumienia ruszyły. Bo na jutro obiecałam napisać 1 rozdział pracy - nie swojej, no i 15 stycznia mam egzaminy, na które się nie uczyłam. Czy to ważne egzaminy, sama nie wiem. Ponad dwa lata temu koleżanka mnie namówiła na szkołę Żak. Od początku to sensu nie miało, bo mam dwa kierunki studiów skończone, a tu szkoła policealna - no, ale namówiła mnie i poszłam. Szczegół, że koleżanka zwiała po miesiącu, a ja zostałam. Raz miałam myśl by odejść i opuściłam cały semestr, ale wtedy druga koleżanka zaczęła mi wyrzucać, że na półmetku się poddałam :/ Nawet uświadomiła mi gdzie mogę zrobić praktyki - miesiąc w swoim stowarzyszeniu,  bo miałam w tedy umowę zlecenie, a drugi w zaprzyjaźnionej placówce publicznej - no i zrobiłam, wróciłam po pół roku do szkoły, bo tam nabór co 6 miesięcy więc można i za parę dni egzamin państwowy!!!!!! Na który jednak wiedzę trzeba mieć. Jak nie zdam to poprawka za rok. Będę po tym Technikiem :) 
Hmmm, ja zaczęłam po ogólniaku od studiów 5-letnich i zdobyłam najpierw mgr inż., rok później skończyłam drugi kierunek i dostałam inż., no a teraz będę miała technika - jak zdam :) Czy ja edukuję się od końca?
A oto mój warsztat pracy dziś :)




wtorek, 1 stycznia 2013

pierwszy dzień 2013 roku

A ja leżę i leżę. Po Świętach jak odkryłam, że można pospać dłużej i leniuchować w łóżku to mi się nawet spodobało.
Ale dom ogarnięty - no może wizyta miotły by się podłogą przydała :) Ale codziennie jest nagotowane, naczynia pomyte, kotki mają co jeść, ubrania posprzątane.
Dobrze mi się tu mieszka, ale mam obawy co będzie dalej. Dach jest w takim stanie, że jak się go w tym roku nie zrobi, to będzie się trzeba wyprowadzić. Martwi mnie to, że dziecko się urodzi wiosną, a my będziemy mieszkania szukać. I co? Kawalerka z dzieckiem i dwoma kotami? Kiepsko to widzę. Łza mi się w oku kręci, bo dużo żeśmy w to mieszkanie wnieśli, remonty - w tym na nowo położenie instalacji gazowej, podłączenia do wody i wymiana wszystkich grzejników z rurami, a do tego farby, panele na podłogach itd..... Niech się w końcu babcia "puknie" w głowę i zrozumie, że nikt jej krzywdy nie chce zrobić. Niech podpiszą te dokumenty i zrobią ten remont!!! To moje największe marzenie - poza zdrowym dzieckiem, oczywiście :) Po ostatnio zrobionej awanturze i groźbą, że się wyprowadzamy - a jak ktoś może myśleć inaczej, że niby da się mieszkać w domu bez dachu? coś się ruszyło i niby każdy zapewnia, że w styczniu wszystko zostanie załatwione, ale ja póki nie zobaczę to nie uwierzę, więc stresa mam strasznego.

Achhhhhh i namarudziłam, a miałam optymistycznie pisać. No cóż, rok 2013 będzie pełen niespodzianek, bo poza sprawą z domem, to przecież urodzi się Mała, mój brat ma brać ślub we wrześniu - oj, zmiany, zmiany się szykują!