wtorek, 20 marca 2012

to ja, nienawiść

Walczyłam ze sobą ponad pięć lat. Tłumaczyłam sobie, że ludzie mają prawa popełniać błędy, że robienie komuś krzywdy można wybaczyć. Robiłam naprawdę wiele, wkładają w to wiele wysiłku by tylko nie zacząć nienawidzić. Dziś jednak dotarło do mnie, że nie am już siły, że miarka się przebrała nawet jak na moje pozytywne spojrzenie na ludzi.

Rodzina mojej mamy zawsze była dla mnie ideałem. Chwaliłam się jako dziecko, że mam tak wspaniałą ciocię i wujka - rodzeństwo mojej mamy, które się wspiera, spotyka i że ja z moim bratem też tacy będziemy. Boże broń! Na szczęście jak na razie ja i mój brat jakoś się dziś dogadujemy, głównie telefonicznie. Ciężko nam się razem spotkać, mieszkamy kawałek od siebie, mamy różne zajęcia - ale jak coś, to wiem, że mogę na niego liczyć.

A rodzeństwo mojej mamy okazało się atrapą. Najbardziej na tym ucierpiałam ja. Tak patrząc na to wszystko dziś do mnie dotarło. Bo to ja straciłam kochanego wujka, który dodatkowo jest moim chrzestnym.  Parę lat temu zrobił z mojego dziadka wariata, sprawił, że starszy człowiek się załamał i stracił chęć życia. Rok po tym dziadek dostał wylewu, a parę miesięcy później zmarł. Jeszcze gdy dziadek był w szpitalu brat mojej mamy splądrował jego mieszkanie. Dużym szczęście dla mnie jest, że tuż przed chorobą mój brat dostał album ze starymi zdjęciami, jest to dziś jedyna pamiątka jaka nam została.

Po tym starałam się wszystko zrozumieć - sama nie wiem dlaczego. Poszły plotki nawet po miejscowości gdzie mieszka moja mama, że to ona jest wszystkiego winna, że to moi rodzice zawdzięczają wszystko bratu mojej mamy. Było mi w tedy bardzo ciężko, nie mogłam zrozumieć dlaczego mój świat się tak posypał.
Ostatni raz wyciągnęłam rękę zapraszając ich na ślub. Zaproszenie zaniosłam osobiście, nie chciałam wysyłać pocztą. Na ślub nie przyszli, nie wysłali kwiatów, nie zrobili nic. W czasie ceremonii ślubnej nie potrafiłam się cieszyć, myślałam tylko o tym, że ich nie ma - chrzestnego z jego żoną i dwiema córkami. Łzy same mi leciały, na szczęście miałam za sobą przyjaciół, którzy byli ze mną i to dzięki nim poczułam, że dzień ślubu to mój dzień.

Od ślubu minęły dwa lata. Niedługo córka mojego chrzestnego wychodzi za mąż. Nie dostałam zaproszenia, ba! nie zaprosili również moich rodziców, choć w tej sytuacji to mój tata jest jej chrzestnym. Zaprosili tylko mojego brata z jego dziewczyną. Czy ktoś mi da radę to wytłumaczyć.

I dziś gdy tak stałam w oknie dotarło do mnie, że ja już nie mam sił na taką sytuację. Ja ich nienawidzę, za to co zrobili mi, za to co zrobili moim rodzicom. Nikomu nie pozwolę krzywdzić rodziców!
Nie mam chrzestnego, umarł pięć lat temu. Nie mam w sobie już łez, nie mam sił zanosić pytań "co ze mną jest nie tak?", bo to nie była i nie jest moja wina.

13 komentarzy:

  1. Ja nie wiem, dlaczego niektorzy wydawaloby sie bliscy sobie ludzie, tak sie zachowuja :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie ludzie nie z rodziny zrobili więcej niż właśnie rodzina

      Usuń
  2. Wiesz co?
    Mój chrzestny zmarł naprawdę-25lat temu...
    Fantastyczny ciepły człowiek,do obłędu zakochany w ludziach,świecie,ubóstwiający zwierzęta pod każdą postacią-mój Kochany "Kaźmierz" :*
    Dzięki Bogu podobno mam dużo z Niego :)

    A Chrzestna?
    Żyje a tak jakby Jej nie było:nie chodzi mi o prezenty czy Bóg wie co bo nigdy mi niczego dzięki Rodzicom nie brakowało...

    Ślub mieliśmy 9lat temu za potwierdzeniem:jeszcze W PIĄTEK mi dzwoniła że i ona i Jej córka z dzieckime będą!

    A w sobotę okazało się że jednak nie...
    DO KOŃCA ŻYCIA NIE ZAPOMNĘ SWOICH ŁEZ PŁYNĄCYCH DO OCZU GDY SAMOCHODY PODJEŻDŻAŁY POD DOM PRZED BŁOGOSŁAWIEŃSTWEM A JEJ NIE BYŁO...
    Z racji że Chrzestny nie żył poprosiłam Chrzestnego Mojego Brata(jedyny żyjący brat Mamy...)by mnie pobłogosławił-bardzo się ucieszył,ja zresztą też(u nas blogosławią Dziadkowie,Rodzice i Chrzestni-Dziadkowie nie żyją a tak chciałam by było jak trzeba...)
    I kiedy już "miałam" Chrzestnego okazalo się że Chrzestna mnie olała...

    Nie pytaj jak beczałam-ile trwało poprawianie makijażu :(

    PRZEŻYŁAM ale coś we mnie pękło...

    Więc WIEM DOSKONALE co czujesz Nutko :*
    Tule więc mocno!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. to rozumiem Cię bardzo dobrze, ja też chciałam mieć chrzestnych na błogosławieństwu. Moja chrzestna była, chrzestnego nie było. Ja się do końca łudziłam, że z okazji mojego ślubu można zapomnieć o wszystkim co złe i porostu cieszyć się wraz ze mną. bardzo się pomyliłam.

      Usuń
    2. Pamiętasz Karguli i Pwalaków?
      Czasami już niewiadomo o co poszło ale "dla zasady" sie wojuje dalej...

      Z moją Chrzestną jest jeszcze inna historia:ona wiele razy zawiodła baaaaaaaaaaardzo Rodziców(tzn moich Dziadków)oraz Rodzeństwo...
      Tylko że to jest tak że jeśli Ona zawalała-to oczekiwała przebaczenia(ba!wręcz wymuszała "wybaczenie"-a potem i tak była powtórka...)
      Ale sama nigdy z siebie nic nie dała.
      Tak jakby wszytsko sie tylko Jej należało/było dla Niej-naturalnie inni byli ci źli/gorsi-ona nieskazitelna...
      Teraz dopiero rozumiem niektóre słowa czy gesty jakie padały gdy byłam dzieckiem :(

      I niezmiernie mi żal Dziadków :'(
      Bo starali sie jak umieli a ona ich wręcz wyssała jak jakas pijawa(i nie chodzi tu o rzeczy materialne ale miłość/nerwy/zaufanie...)
      Smutne ale szczera prawda...

      Usuń
  3. To bardzo przykre :( i niestety nie jesteś odosobniona z takim problemem.Moi chrzestni zapomnieli o mnie chyba jeszcze w dniu mojego chrztu....potem widziałam ich przypadkowo może ze dwa razy.W ogóle cała moja rodzina jest w rozsypce i nigdy nie łączyła nas żadna więź :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. własnie ja się zastanawiam jak w przyszłości wybierać chrzestnych dla dziecka by były to odpowiednie osoby :/

      Usuń
  4. Przykre to jest, że najbliższa rodzina tak mocno potrafi zranić. U mnie też nie jest kolorowo. Ciągłe wojenki z babką.
    Tulę :-***

    OdpowiedzUsuń
  5. Kochana, strasznie to przykre. Wiem doladnie jak co sie czuje, gdy rodzina okazuje sie atrapa. Zastanowilo mnie jedno Twoje zdanie "Najbardziej na tym ucierpiałam ja.". Czy czasem nie bierzesz wszytskiego zbytnio do siebie? Przemysl czasem swoj punkt patrzenia na swiat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie, nie biorę tego do siebie. ja na początku awantury usłyszałam, że to moja wina - własnie od chrzestnego, choć naprawdę nie wiem co ja mu zrobiłam. no, a później był mój ślub, na który nie raczył się zjawić.
      Ja nie chcę brać tego do siebie, oni mi to po prostu przypisali. A ja już nie mam siły i ochoty się tym przejmować.

      Usuń
  6. Mam trochę podobną sytuację w rodzinie od strony mamy. Nie chce mi się pisać już przykładowych sytuacji, ale tak samo - kiedyś myślałam o nich dobrze, było dobrze, a potem każdy się jakoś od siebie odwrócił. Myślę o nich ... nie dobrze w każdym razie. Wszyscy udają wierzących katolików, a zachowują się jak hipokryci, szczególnie brat cioteczny z żoną, dziećmi i kłopotami, należą do jakiegoś apostolstwa w kościele, a nic nie można na nich liczyć, nie odzywają się już kilka lat, nie odpowiadają na emaile i telefony... ale jak się spotykamy w święta to uśmiechy, zaproszenia i nie wiem co jeszcze. Nie lubię takiego czegoś. Już wolałabym oficjalną wrogość, a nie takie udawanie :P

    Pozdrawiam, trzymaj się, żyj własnym życiem, a będzie dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Bo z rodziną tak już chyba jest. Sama miałam podobne przejścia. Po śmierci babci rodzina się podzieliła. Moi rodzice nie chcieli w tym uczestniczyć. To okropne okradać własnych rodziców i rodzeństwo. Po przywłaszczanie sobie pewnych rzeczy tym właśnie jest. Ja mam to szczęście bycia jedynakiem. Wszystko jest na mojej głowie, gdy trzeba rodzicom pomóc jestem tylko ja, ale przynajmniej kiedyś nie będziemy się kłócić o rzeczy materialne, bo one są przecież tak niewiele warte. Nie rozumiem jak można myśleć tylko o tym by sobie wszystko zawłaszczyć i niszczyć przy tym najbliższą osobę na świecie, mamę czy tatę...
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń