tak, patrzę jak wszystko się zmienia, jak moje życie biegnie.
nie tak dawno pakowałam się by wyprowadzić się, by odpocząć od Lubego, by mieć przestrzeń dla siebie.
a dziś, a dziś myślę, że przede mną nowe życie inne.
na naszej ścieżce stanęła katastrofa, która mogła wszystko zniszczyć.
Luby wymaga zabiegu na oczy, posiada wadę, która niestety może być dziedziczna, może się też mutować. ja już nie płaczę z bezsilności. zagryzłam zęby i staram się stawić temu czołu.
jest jedna rzecz, która mnie dość mocno podłamała. Zabieg Lubego oczywiście musimy robić prywatnie i kosztuje to trochę. Nie stać nas na to, ale liczę na to, że uda mi się te pieniądze zdobyć. Rodzice Lubego gdy się dowiedzieli o tym, powiedzieli, że rzeczywiście dużo - żadnego "pomożemy" itp. Na dodatek kupują samochód, który tak naprawdę nie jest im potrzebny, a kosztuje tyle co zabieg. Płakać mi się chce gdy o tym pomyślę, gdy pomyślę o ich obłudzie, z jednej strony słyszę - "o dzieci przyszły" a z drugiej zero pomocy... Nie umiem tego zrozumieć, bo wiem, że moi mają mniej, a są w stanie zrobić dla mnie i brata wszystko.
A ja. Ja chowam swe ideały do kieszeni, bo teraz rodzina dla mnie najważniejsza.